Relacja z wyprawy do Toskanii
„To, gdzie się jest, znaczy czym się jest. Im głębiej owo miejsce przenika w jaźń, tym bardziej się umacnia więź z owym miejscem. Wybór miejsca nigdy nie bywa przypadkowy, to wybór czegoś, czego się pragnie.”- Frances Mayes z książki „Pod słońcem Toskanii”.
Jak pisała Frances Mayes, wybór miejsca nigdy nie bywa przypadkowy. Tak też było z wyborem Toskanii – miejsca na naszą kolejną MISJĘ WINO. Pragnęliśmy pokazać choć kawałek bogatego w winiarskie tradycje regionu, krajobrazu przecinanego rzędami strzelistych cyprysów oraz przybliżyć wspaniałą toskańską kuchnię.
Nie spodziewaliśmy się, że nasz program spotka się z takim odzewem, dlatego postanowiliśmy zorganizować dwa kolejno następujące po sobie wyjazdy. Do magicznej Pizy przybyły dwie grupy winomaniaków, gotowych na winną przygodę. Toskania przywitała wszystkich słońcem, które towarzyszyło nam do końca naszej Misji.
Podróż zaczęliśmy od zwiedzania Pizy z jej Piazza dei Miracoli – zwanym Placem Cudów, który jak sama nazwa wskazuje, zachwycił. Widoki z Krzywej Wieży na miasto, katedrę i widoczne w oddali góry warte były pokonania blisko 300 schodów.
Największą atrakcją okazała się jednak przerwa na szybki lunch we włoskiej focacceri. Focaccia z porchettą i szklaneczką prosecco – od tego momentu Misja Wino była oficjalnie otwarta. Na pierwsze cztery noce udaliśmy się do naszych przepięknych willi, gdzie celebrowaliśmy wspólnie kolację w iście toskańskim stylu. Pierwszy bardzo intensywny dzień zakończony.
Drugiego dnia tuż po naszym włoskim śniadaniu udaliśmy się do winnicy Sylvio Nardi, jednego z najbardziej uznanych producentów Brunello Di Montalcino.
Droga do winnicy wiedzie przez piękne toskańskie krajobrazy: wzgórza, aleje cyprysów, gaje oliwne, winnice i piękne toskańskie wille. Tam wraz z gospodarzem udaliśmy się na zwiedzanie winnicy, jej piwnic oraz zostaliśmy zaproszeni do serca firmy, czyli miejsca w którym rozpoczyna się proces produkcji flagowego Brunello Di Montalcino. Po krótkiej wycieczce, mały lunch z degustacją win. Dom z przepięknym widokiem na toskańskie wzgórza urzekł niemniej niż niezwykłe wina prezentowane podczas posiłku.
Kolejna nasza destynacja to Cortona. To ją Frances Mayes rozsławiła w swojej książce „Pod słońcem Toskanii”. Niektórzy twierdzą, że za tę promocję mieszkańcy Cortony powinni wystawić jej pomnik za życia.
Cortona to jedno z najstarszych we Włoszech miasteczek. Na jej szczycie, z którego można podziwiać niezwykłe widoki, znajduje się zbudowana w XVI wieku, choć usytuowana na umocnieniach pamiętających czasy etruskie, Fortezza del Girifalco – forteca Medicich. To, co urzeka w Cortonie, to fakt, że praktycznie z każdego punktu wzgórza roztacza się wspaniały krajobraz, między innymi na jezioro Trasimeno. Jedna z naszych grup miała szczęście i mogła je podziwiać ze swojej willi.
Ciekawostką jest to, że Cortona jest, zaraz po Wenecji, drugim miastem we Włoszech pod względem ilości zawieranych przez cudzoziemców związków małżeńskich. Dozgonną miłość przysięgają sobie w miejscowym Palazzo del Consilio Komunale.
Dzień zakończyliśmy toskańską kolacją ze słynnym Chianti w kieliszku.
Trzeci dzień pełen wrażeń rozpoczął się od wizyty u producenta Chianti Classico i zniewalających supertoskanów – Chioccioli Altadonna. Wizyta w winnicy pokazała kunszt winiarski tego butikowego producenta. Jeśli mielibyśmy się pokusić o porównanie do włoskiej mody, to nazwałabym ich Dolce & Gabbana, bo podobnie jak słynny dom mody łączą w swoich winach elegancję ze zmysłowością, nowatorstwem i odrobiną nonszalancji. Te wina, podobnie jak marka D&G, są tworzone w hołdzie zmysłowym aspektom życia. Czy można dodać coś więcej? No cóż, kieliszki w dłoń i na zdrowie! A wszystko to w akompaniamencie m.in. słynnego bistecca alla fiorentina, którym uraczył nas gospodarz.
Życie jest piękne…? Ależ oczywiście, że jest! Żeby się o tym przekonać, oczarowani winami ruszyliśmy na krótki spacer do Arezzo. Pijąc espresso na tutejszym Piazza Grande nie sposób nie wyobrażać sobie jadącego przez plac na rowerze Guido wołającego radośnie „Buongiorno principessa!”. Tak, to tu kręcone były sceny z cudownego filmu „Życie jest piękne” Roberto Benigniego.
Uniesieni toskańskim klimatem ruszamy na poszukiwanie trufli. W lasku leszczynowym towarzyszy nam główny aktor tego przedstawienia – pies PIPPO, warty więcej, niż luksusowe auto. Ten drogocenny skarb potrafi znaleźć nawet kilogram trufli dziennie. Po dość solidnej dawce ruchu udaliśmy się na kolację w królewskim stylu: suflet, grzaneczki, risotto, gnocchi, a wszystko to z dodatkiem trufli białej i czarnej oraz w towarzystwie doskonałego, tym razem umbryjskiego wina. Rozbawieni powróciliśmy do naszych willi, aby kolejnego dnia ruszyć w dalszą podróż.
Dzień czwarty rozpoczęliśmy od zwiedzania niezwykłego Montepulciano. Piękne miasto położone na wzgórzu z widokiem na toskańskie pagórki. Spacer po wąskich, stromych uliczkach, wizyta na wcale nie dużym „Piazza Grande” i pierwsze włoskie cappuccino wypite przy stolikach w promieniach słońca. Cudowny początek kolejnego dnia w Toskanii!
Z jedną z grup udaliśmy się do niezwykłego miejsca, labiryntu podziemnych przejść i piwnic, gdzie w gigantycznych beczkach leżakuje dostojne Vino Nobile di Montepulciano.
Potem udaliśmy się daleko na południe, do winnicy Chimera D’Albegna w prowincji Grosseto, po drodze zatrzymując się w Terme di Saturnia, czyli słynnych gorących źródłach.
W Chimera D’Albegna mogliśmy skosztować lokalnych win oraz zjeść doskonały obiad przygotowany specjalnie dla nas przez mamę gospodarza. W doskonałych nastrojach ruszyliśmy na spacer po winnicy. Gospodarz bardzo chętnie dzielił się z nami swoją wiedzą na temat uprawy winorośli i procesu wytwarzania wina. Wizytę zakończyliśmy na tarasie domu z pięknym widokiem na okolicę, kosztując lokalnych serów i oczywiście kolejnych rodzajów win, a czekał nas jeszcze długi powrót do naszych willi. Byliśmy jednak w tak doskonałych humorach, że blisko 3-godzinna podróż minęła bardzo szybko.
Włosi ogromną wagę przywiązują do jakości życia, tradycji oraz celebracji wspólnych posiłków. Mogliśmy przekonać się o tym 5. dnia naszej Misji goszcząc u Pana Dante – artysty, malarza, wystawiającego swoje prace w galeriach różnych włoskich miast, takich jak Mediolan czy Perugia. Mimo sukcesu odniesionego na polu artystycznym, Dante postanowił powrócić na swoje rodzinne ziemie, do małego miasteczka w Umbrii i zająć się produkcją oliwy z oliwek. Artystą jednak pozostał, czyniąc sztukę z nowej dziedziny życia. I tak Dante produkuje oliwę z oliwek najwyższej klasy, wyróżnioną tytułem najlepszej w Umbrii.
W przepięknym domu udekorowanym pracami gospodarza mieliśmy okazję zgłębić tajniki degustacji oliwy, a następnie przy suto zastawionym stole biesiadować wraz z gospodarzem. Kanapeczki z pastą warzywną domowej roboty, bruschette ze świeżymi pomidorami, polane wyśmienita oliwą, doskonała pasta al forno, mięso z dodatkami, a na deser przepyszne ciasto. To wszystko w towarzystwie umbryjskich i toskańskich win. A jakże by inaczej? Przecież to Misja Wino 😉
Na zakończenie ruszamy na kolejne trzy noclegi do miejsca równie magicznego, położonego pośród wzgórz porośniętych winoroślą, czyli do agroturystyki producenta Chianti Rufina – I Veroni.
Będąc w Toskanii nie sposób pominąć Florencję – stolica sztuki, największych artystów, muzeum na świeżym powietrzu. Wraz z naszym przewodnikiem spacerowaliśmy po ścisłym centrum miasta poznając jego architekturę, jego dzieje, tajemnice, legendy od czasów najdawniejszych do współczesności.
We Florencji w zasadzie na każdym kroku znajduje się obiekt, o którym opowiadać można godzinami. Kolorytu opowieści naszej przewodniczki dodawały radosne dźwięki muzyki i wesołe śpiewy. Przez pewien czas towarzyszyła nam bowiem orkiestra wojskowa, która tego dnia miała swoje święto. Panowie w strojach galowych, w fantazyjnych czapkach z piórami, wygrywali wesołe melodie i radośnie śpiewali. Towarzyszyła im grupa gapiów, turystów, którzy chętnie uczestniczyli w tym darmowym spektaklu.
Marco, nasz przewodnik, pokazał nam jednak też inne oblicze Florencji – takie, gdzie nie ma tłumów turystów, gdzie lokalni kupują ser i ocet balsamiczny, gdzie zatrzymują się na kawę i lody, a wtajemniczeni ustawiają się w kolejce po florencki specjał – flaczki w bułce.
Zainspirowani śpiewami wojskowych, wieczorem w naszej przepięknie położonej winnicy na wzgórzu zasiedliśmy przy wspólnym stole, by wspólnie wyśpiewywać przeboje zarówno polskie, jak i włoskie. Był to z pewnością jeden z tych wieczorów, na wspomnienie którego na twarzy pojawia się uśmiech.
Kolejny dzień: wizyta w San Gimignano i w aż dwóch zaprzyjaźnionych winnicach.
Widok na San Gimignano robi wrażenie już z daleka. Nagle wśród toskańskich pagórków ukazują się kamienne, wysokie wieże. Kiedyś było ich około 70, do naszych czasów ostało się 14, a mimo to, widok na miasteczko jest zachwycający. Manhattan średniowiecza zauroczył nas wszystkich. Średniowieczne kamienne domy, wąskie uliczki, cudowne placyki i sklepy z lokalnymi wyrobami, pamiątkami, sztuką. Człowiek zwalnia i każdym zmysłem stara się chłonąć tę magiczną atmosferę. Spróbowaliśmy też jednych z najlepszych włoskich lodów w lodziarni, która wygrywa plebiscyty od lat, a na zakończenie usiedliśmy w promieniach słońca na włoskie apperitivo – Apperol Spritz.
Po tak pięknie rozpoczętym dniu udaliśmy się do pierwszej z goszczących nas winnic. Z wiodącej do niej drogi podziwialiśmy kościoły na wzgórzach, falujące pagórki, gaje oliwne i winnice. Gospodarze przyjęli nas obfitym toskańskim lunchem. Po licznych przystawkach mieliśmy okazję spróbować ribbolity – tradycyjnej toskańskiej zupy oraz makaronu z mięsem z dzika. Wszystko oczywiście w towarzystwie doskonale dobranych win – Vernaccia di San Gimignano, Vermentino, Morellino di Scansano. Na degustacji nie zabrakło flagowego Chianti Classico Riserva, Supertoskana czy deserowego Vin Santo.
Po lunchu i krótkiej wizycie w winnicy ruszyliśmy w drogę powrotną do Pontassieve, gdzie oczekiwał na nas producent I Veroni z równie obfitą kolacją. Na początek, krótka wizyta po winnicy, gdzie producent pokazał nam proces produkcji win, mi.in. Chianti Rufina i Vermentino. Ciekawostką, rzadko spotykaną na rynku, okazało się Vin Santo, które jest starzone aż 10 lat w 20 l. beczkach zrobionych z 4 różnych gatunków drewna (jałowca, wiśni, kasztanowca oraz francuskiego dębu). To trzeba spróbować, bo bukiet i walory wina są niezwykle trudne do opisania.
Ci vediamo Italia! Na tym koniec, żegnamy się z magiczną Toskanią. Misja Wino zakończona, Toskania zdobyta, a kilka nowych przyjaźni zawiązanych. Na pewno spotkamy się ponownie na winnym szlaku!