Relacja z wyprawy zespołu KONDRAT WINA WYBRANE do regionu RIOJA
Był 26 sierpnia AD 2018, kiedy nieustraszona ekipa KWW postawiła swe stopy na baskijskiej ziemi, a konkretnie na płycie lotniska w Bilbao. Jako, że nie samym winem człowiek żyje, naszą konkwistę rozpoczęliśmy od konsumpcji słusznej ilości morskich wiktuałów, racząc oczy widokiem Zatoki Biskajskiej w restauracji w urokliwej, plażowej miejscowości Getxo.
Zaspokoiwszy głód, udaliśmy się na południe, w kierunku regionu o znanej każdemu winopijcy nazwie: La Rioja. W mieścinie o wdzięcznej nazwie Badaran mieści się winnica Davida Moreno. To był nasz pierwszy cel i zarazem pierwszy nocleg.
Nazajutrz, skoro świt, popędziliśmy do Klasztoru de Yuso w San Millán de la Cogolla, aby pomodlić się za pomyślność czekających nas degustacji. Uduchowieni niczym pielgrzymka do Częstochowy, wróciliśmy do Badaran, prosto do winnicy Moreno. Gospodarze zadbali by nasze natchnienie nie ulotniło się zbyt szybko i zaserwowali białe i różowe wino wprost pomiędzy krzakami winorośli, gdzie rozstawili schłodzone butelki na starych beczkach.
Historia winnicy Moreno rozpoczęła się w 1912 roku. Swój obecny kształt zawdzięcza Davidowi Moreno, który w 1981 roku spełnił swoje marzenie – porzucił posadę inżyniera w Barcelonie i wrócił do rodzinnego Badaran z jednym celem w głowie: robić wino. Jak przebiegała realizacja marzenia, dowiadywaliśmy się cały dzień: a to oglądając film z Davidem w roli głównej, a to śledząc drogę wina od chwili zbiorów po starzenie w beczkach, przede wszystkim zaś degustując kolejne butelki. Jedna rzecz wymaga specjalnego wspomnienia. Jest nią zupa kartoflana z chorizo, którą dostaliśmy na obiad. Trudno wyrazić słowami jaka była dobra.
Po niezwykle udanym dniu u Davida Moreno, chwiejnym krokiem udaliśmy się do następnego naszego dostawcy – Casa Primicia w LaGuardia w Rioja Alavesa. Uroki Laguardii rozpoczęliśmy w towarzystwie przedstawiciela winnicy, który skwapliwie dzielił się historią każdego niemal kamienia w miasteczku. Następnie przez prawie całą noc utrwalaliśmy zdobytą wiedzę, włócząc się uliczkami i pijąc różnorakie trunki. Szczególnie ten o wdzięcznej nazwie „Orujo” ( czyt. orucho 😉 ) zdobył nasze uznanie, ponieważ znacząco pomógł w popularyzacji żużla wśród miejscowej ludności( mamy w swoich szeregach wiernego fana tego sportu).
Kolejny dzień to szczegółowe poznawanie historii Casa Primicia, zlokalizowanej w najstarszym budynku miasteczka, gdzie od XV wieku składano dziesięcinę ze zbiorów winogron lokalnym przedstawicielom kościoła. Prócz owoców winobrania składano w ofierze pierwsze wina, stąd nazwa zabytkowej budowli – magazynu. Julian Madrid założył w nim winiarnię Casa Primicia w roku 1973. Podniesiono wtedy historyczny gmach z ruiny, wlewając weń życie, by mógł jak dawniej oddychać winem. My też staraliśmy się jak najwięcej „oddychać winem”, aż do późnej nocy (najwytrwalsi jeszcze dłużej)
To był niestety ostatni dzień naszego wyjazdu, następnego dnia (a właściwie w środku nocy) pojechaliśmy do Bilbao, skąd samolot zabrał nas do ukochanej Ojczyzny.